To dobre pytanie, które warto sobie zadać zwłaszcza, gdy jesteś na samym początku. Zwłaszcza, że wymaga to tyle zachodu i… wciąga! Powodów, które przychodzą mi do głowy jest naprawdę sporo, ale skupię się na tych, które u mnie odegrały kluczowe znaczenie. I odgrywają je do dzisiaj.
Ajurweda pomaga zrozumieć, kim naprawdę jesteś
To było jedno z najbardziej uwalniających doświadczeń, które podarowała mi Ajurweda. Uświadomiłam sobie, że jest ogromna różnica pomiędzy tym, kim naprawdę jestem, a kim stałam się po kilkudziesięciu latach życia.
Czasami przyzwyczajamy się do tego, co towarzyszy nam na co dzień tak bardzo, że zaczynamy traktować to jak nieodłączną część tego, kim jesteśmy i jacy jesteśmy. A jeśli uznajemy to za nieodłączne to również, tym samym, za coś, co jest niezmienne. Za element naszej tożsamości.
Zazwyczaj dotyczy to z pozoru drobnych rzeczy, takich jak lęki, wahania nastrojów, łamliwe paznokcie, nieustanne wzdęcia, ciągła walka z chęcią na słodycze czy dodatkowymi kilogramami.
To, co jest jedynie objawem nierównowagi, zaczynamy traktować jako element tego, kim jesteśmy. Za coś, co nie ma ani początku, ani końca – jest od zawsze i na zawsze.
Ajurweda pomaga odczarować to myślenie. Wyraźnie pokazuje to, kim jesteś naprawdę po odrzuceniu tych wszystkich naleciałości, które przylgnęły do Ciebie w trakcie Twojego życia – zarówno na poziomie fizycznym, jak i mentalnym.
Odkrywasz połączenie pomiędzy ciałem a umysłem
Dopiero podróż do Indii uświadomiła mi jak bardzo kształtuje nas kultura, w której żyjemy. Na Wschodzie nie spotkasz się z perspektywą, która zakłada traktowanie umysłu i ciała jak dwóch osobnych bytów. To dla nich coś, co jest tak oczywiste, że nawet nie trzeba tego tłumaczyć.
Gdy zapytałam doktora Sharmę, u którego uczyłam się Ajurwedy: A co z umysłem? Na ile różni się od ciała? Popatrzył na mnie ze zdezorientowaniem. Nie różni się. Przecież to jest to samo. – odpowiedział, a zdezorientowanie zmieniło właściciela i pojawiło się tym razem na mojej twarzy.
Potrzebowałam sporo czasu, żeby to przetrawić i dopuścić do siebie taką perspektywę patrzenia na ciało i umysł. A właściwie, na ciałoumysł.
Być może Tobie również ciężko to zrozumieć – i nie ma w tym nic dziwnego! Nasza kultura uwielbia dualizm. Umieszcza bardzo sztywną granicę pomiędzy tym, co na górze i tym, co na dole. Jesteśmy wręcz wytrenowani do postrzegania tych dwóch aspektów funkcjonowania w rozdzielny sposób.
Poświęcamy większą ilość czasu na kształtowanie intelektu, a ciało traktujemy w konkretnych kategoriach. Albo jako coś, co pełni funkcję reprezentacyjną (i zaciągamy je na siłownię, czy do kosmetyczki, żeby móc bez kompleksów uśmiechać się do lustra). Albo jak coś, co przeszkadza w zdobywaniu celów, które ustanawia nasz umysł (a wtedy zazwyczaj wystarczy magiczna pigułka i znów jesteśmy gotowi na zdobywanie świata).
Co więcej, popatrz, że nawet samego ciała nie postrzegamy jako jedną, spójną całość. Gdy odzywa się gardło – leczy nas laryngolog. Gdy doskwiera nam problem z kręgosłupem – ortopeda. Gdy boli nas żołądek – gastrolog, a gdy dusza – psychiatra, rzadziej psycholog.
Ciało jest bardzo precyzyjnie podzielone na części i gdy jedna z nich nie nadąża za resztą, bierzemy ją pod lupę ignorując wszystko inne, łącznie z umysłem. O jej duchowym aspekcie już nawet nie wspominając.
Ajurweda traktuje umysł i ciało jako jedność. Uczy, że jedno wzajemnie wpływa na drugie – gdy doskwiera nam coś na poziomie ciała, odczuwamy to również na poziomie umysłu. Gdy problem ma swoje źródło w umyśle – oddziałuje to też na ciało.
W końcu trzymasz w ręce autoinstrukcję
Naprawdę mam poczucie, że to coś, czego powinni nas uczyć w szkole zamiast zmuszania do wkuwania na pamięć miliona informacji, które później i tak idą w zapomnienie, bo okazują się życiowo nieprzydatne (na przykład, pamiętasz datę przyłączenia Pomorza Gdańskiego do Polski?).
Pomyśl, jak bardzo nasze życie by się różniło, gdybyśmy dostawali instrukcję obsługi. Gdybyśmy wiedzieli na co zwrócić uwagę, aby zapobiec chorobom. Co położyć na talerz, żeby czuć się w pełni sił albo jak pracować z naszym umysłem, żeby nas wspierał zamiast podcinać skrzydła. Nie da się ukryć, że udałoby nam się dzięki temu uniknąć sporo błędów i nie musielibyśmy w kolejnych latach walczyć z ich efektami.
I, co więcej, przejęlibyśmy odpowiedzialność. Za siebie, swoje zdrowie i za to, jak się czujemy na co dzień.
Układasz sobie na nowo w głowie
To zmiana, która zachodzi stopniowo i zaczyna się od małych kroków. Od wybrania szklanki wody zamiast kawy na pusty żołądek. Od bycia w kontakcie z tym, co Cię otacza zamiast scrollowania Facebooka. Od powiedzenia do siebie samej: “Kocham Cię za bardzo, żeby Ci na to pozwolić”.
Dzięki Ajurwedzie patrzysz inaczej na swoje posiłki. Nie kierujesz się już kategoriami “Pysznie smakuje”, czy “Moje ulubione”. Zamiast tego patrzysz na nie przez pryzmat tego, jak na Ciebie oddziałują. Czy pomagają Ci poczuć się lepiej i na jak długo.
Patrzysz na sygnały płynące z ciała jak na wskazówki. Zaczynasz za nimi podążać i odkrywać, że od zawsze miałaś w sobie wewnętrznego przewodnika.
Zmieniasz priorytety. Wiesz już, co jest ważne, a co nie. I co więcej – uświadamiasz sobie, że rzeczy ważnych jest naprawdę niewiele, dlatego tak łatwo je przeoczyć.
Czujesz pełnię bycia
Pełnię zdrowia, możliwości, bycia w kontakcie ze sobą. Pełnię życia w zgodzie ze sobą i z tym, kim jesteś naprawdę. To doświadczenie, które przychodzi po dłuższej podróży w głąb. Nie ma co ukrywać – ta droga bywa podczas niej wyboista i sporo na niej wykolein.
Ale to, co czeka na jej końcu to poczucie, że wróciłaś w końcu do siebie. Prawdziwej siebie.
Dołącz do newslettera po regularną dawkę Ajurwiedzy!